Marek Tomasik urodzony w Świeciu w 1976 roku. Grafik, rzeźbiarz i aktor uliczny, czyli kompozytor czasoprzestrzeni. Od 1998 roku ilustrator prasowy. Ponad tysiąc Ilustracji publikowanych we: „Wprost”, „Newsweek”, „Przekrój”, „Ozon”, „BusinessWeek”, „Rzeczpospolita”, „Machina”, „Brief”, „Chip”, „Pani”, „Media i Marketing”, „Warszawa i Kultura”,„Nowa Fantastyka”, „Puls Biznesu”, „New Scientist”, „Bluszcz” i wielu innych. Kilkanaście okładek książek. Kilka przedstawień teatralnych. Nieustanna akcja na ulicy.

Nagrody: Brązowe „Chimery” w międzynarodowych Konkursach Projektowania Prasowego w Warszawie w 2006 (za ilustracje do „Wprost”, „Pani”, „Warszawa i Kultura”) i 2007 (za ilustracje do „Wprost”, „Pani”, „Newsweek”, „Nowa Fantastyka”).
www.tomasik.pl

Rzeźbą zajmuje się od czwartego roku życia. Rzeźba, jak twierdzi, jest najbliższa czystej kreacji - takiej, jakiej doświadczamy w życiu codziennym. Jest kreacją totalną. Jest dużą, dotykalną prawdą zmieniającą życie twórcy w schizolides.

Do konstruowania swoich prac „używa” metalu i drewna. Metal przychodzi do niego z obudów i wnętrzności nieżyjących i porzuconych komputerów, drewno - głównie z palet poprzemysłowych, starych szaf, skrzynek, pudełek i rusztowań. Z grubsza rzecz biorąc tworzywo pobiera z przestrzeni odrzuconej, marginalnej, rozstanej i „deszcz na to czasem padał”. Traktuje te odrzucone i zużyte przedmioty, jako rodzaj notatek rzeczywistości, tego co człowiek w sposób nieświadomy zapisuje na marginesie prawdziwych zapisów życia.
Układy czasoprzestrzenne pochłaniają go tak bardzo, że czasem zapomina o wszystkim innym: jedzeniu, powietrzu, odbieraniu i odkładaniu telefonów. Ma się wrażenie, że od pewnego momentu w jego pracy zanika granica między nim a rzeźbą - w takim samym stopniu jak on tworzy rzeźbę, ona tworzy jego. Rzeźba, jej kształt i rodzaj materiału wpływa na sposób rozmowy, dobierania słów - wszystko w kontekście wielkości i wzajemnych relacji przestrzeni, które wiąże, spotyka, żegna (pożegnania wychodzą mu nawet ładnie).


Monika Stobińska


Fot. Dariusz Berdys